Notice: Funkcja WP_Block_Type_Registry::register została wywołana nieprawidłowo. Nazwa bloku musi zawierać prefiks przestrzeni nazw. Przykład: moja-wtyczka/mój-niestandardowy-typ-bloku Dowiedz się więcej: Debugowanie w WordPressie. (Ten komunikat został dodany w wersji 5.0.0.) in /home/users/nci/public_html/lowisko.eu/wp-includes/functions.php on line 5315
Łowisko
logo

  • Nowe posty

  • Komentarze

    • Kategorie

    • Archiwa

    • Tagi

    • Lefikowe opowieści cz. 2

      Lisa Orzeszkowska 11th październik, 2017 Wielosłów swoisty

      *

      Tego lata na wyspie dało się odczuć jakiś wzmożony, choć nieokreślony ruch we wszystkich kierunkach. Każdy krzątał się wokół swoich spraw jak dawniej, a mimo to jakby inaczej, bardziej intensywnie. Tak, jakby czegoś się spodziewał w najbliższej przyszłości, jakby oczekiwał na coś, a nie chcąc siedzieć z założonymi rękoma, musiał gdzieś pędzić i załatwiać tysiąc spraw na minutę. Miało to swoją dobrą stronę. Ustały narzekania, że nudno, że ciągle to samo.

      Matrony przestały rozdzielać włos na czworo, co kiedyś było dla nich codziennym rytuałem przy porannym piciu herbatki z liści parocji. Co prawda, ciągle skupiały się na swoich córkach, myszkach-dziewuszkach, ale skupienie to w owych letnich miesiącach oscylowało jakby w nieco innych rejonach. Już nie strzegły każdego ich spojrzenia, rzucanego spod ciężkich powłóczystych rzęs, widocznie uznały je za dość wytresowane. Przestały analizować bez końca, która ma dłuższe nogi, która cieńsze paluszki, a która wdzięczniejszy nosek. Teraz nadszedł czas omawiania młodej męskiej reprezentacji, występującej na wyspie. Kto jest huncwotem, a kto grzecznym, układnym młodzieńcem. Kto ma sylwetkę gibką, a kto klucha i niezdara. Który z nich wyrobiony jest towarzysko, umie zagadać, o tym i o owym pogawędzić z dorosłymi, a kto mrukiem i gburem jest nieuleczalnym, tak że należy trzymać się od niego z daleka. Który ma zacnych rodziców, bogato urządzoną norkę, znanych przodków w rodzie, a kto pędzi szare życie pośród szarych ścian, nie odzywa się na zebraniach, nie pełni żadnych funkcji – słowem – nic nie znaczy.

      Zdaje się, że te ostatnie przymioty były koniec końców najważniejsze, bo choć Robek Bobek był gruby i mruk, miał przecież całkiem niezłe notowania wśród Matron, a jego największą zasługą było to, iż jego ojciec był Pierwszym Pisarzem Koto-skrzatów. Ojciec był wykształcony, elokwentny, z wielką swadą potrafił przemawiać do wszystkich stworzeń na wyspie. Był przyjacielem domu Drozdokwoków, a te jak wiadomo, nie przyjmowały byle kogo u siebie. Zresztą z racji ich bezczelności i pewnego rodzaju cwaniactwa – niewielu chciałoby u nich bywać, bo wszystkie stworzenia na wyspie kochały swoje proste i uczciwe życie. Daleko im było do przebiegłości zewnętrznego świata, o którym opowiadały Drozdokwoki.

      Być może i one nie byłyby takie, gdyby nie naoglądały się przeróżnych paskudnych rzeczy w szerokim świecie. Może to kontakt ze światem takie je w końcu uczynił, bo co ich oczy zobaczyły, to im w pamięć zapadło, i z biegiem czasu przestawały się tak strasznie dziwić. Ale nie były też Drozdokwoki takie złe, zawsze przecież wracały na wyspę, widocznie miały jakiś powód, że właśnie tu chciały mieć swój dom.

      Niejedna myszka-dziewuszka marzyła o narzeczonym Drozdokwoku, i niejednej udało się dopiąć swego. Wówczas puszyły się, chodząc po wyspie poprzebierane co dzień w inne szmatki, zapominając, jak fajnie było bawić się na łące w chowanego. Ale to nie dawni przyjaciele nie chcieli się z nimi bawić, lecz to one nagle traciły ochotę do zabawy, bojąc się o swoje kreacje, które mogłyby się zniszczyć. Już nie przesiadywały jak inne, na giętkich gałązkach orszeliny, skubiąc jej słodkie, miodne kwiatki, tylko siedziały sztywno i komentowały, jak można coś takiego włożyć na siebie, wskazywały przy tym na Moruskę, ciemną dziewuszkę, ubraną w fartuszek w niebieskie różyczki.

      Albo Kosatka – jeszcze niedawno najlepsza fumfelka na całej wyspie, wygadana smarkula, której chłopacy nawet nie dorównywali w harcach na drzewie, jak ona wygląda – plotkowały. Obszarpane spodenki, byle jaka bluzka i szelki – phii – też mi styl. Totalna wiocha!! Tak długo siedziały, aż im noga na nogę drugą założona, ścierpła.

      Inna jeszcze sprawa miała się z Patankami. Te zgrabne, niewielkie dziewczątka zapobiegliwości uczyły się od dziecka. Mamy Patanki trzymały je ostro, nie było zmiłuj, gdy chciały sobie pohasać z innymi, a o wieczornych tańcach mogły zapomnieć. Miały jednak powodzenie dość spore, bo wiadomo było, że nie ma lepszej żony od Patanki. Dzieci wychowa, chałupkę ogarnie, ugotuje, posprząta i upierze. Fakt, zdarzały się czasem nawet wśród tak układnych panien odmieńce. Zwłaszcza,gdy jesienią przychodził północny wyjec – tak nazywali mieszkańcy wyspy wiatr, który zrywał się w połowie października i wiał przez miesiąc, wymiatając resztki liści z wszelkich zakamarków, porywając je z drzew i krzewów.

      Bardzo rzadko, ale zdarzało się, że niektóre Patanki wpadały wówczas w melancholię, jakąś nieokreśloną tęsknotę. Wystawała wówczas taka na przykład Hanka Patanka w oknie i zamglonym wzrokiem wodziła za przesuwającymi się szybko chmurami. Raz po raz ukazywało się w górze błękitne niebo, by za chwilę znów przysłoniły je śnieżnobiałe i srebrzysto wypiętrzone pierzyny chmur. Wydawało się jej wówczas, że coś wzywa ją w szeroki świat, że ten malutki, poukładany domek jest tylko przystankiem, punktem widokowym, z którego należy jak najszybciej wyruszyć dalej w nieznane. Bała się Hanka świata, przerażał ją i pociągał jednocześnie. Chmury o fantastycznych kształtach zdawały się obiecywać jej równie niezwykłe doznania, jeśli tylko ruszy z nimi na Południe. Oczami wyobraźni widziała nieznane lądy i zwierzęta, cudne rośliny, pachnące miodem i miłością, coś nienazywalnego, co czekało na nią gdzieś tam, daleko w świecie, co znało ją i przyzywało.

      Kiedy matka Hanki zauważyła co się z nią dzieje, od razu wiedziała, że to nie przelewki. Trzeba było działać, natychmiast przywrócić ją do porządku, bo inaczej będzie nieszczęście. Najpierw próbowała narzucić córce większą liczbę obowiązków – ale to niewiele pomogło. Hanka nieco ociężale, ale jednak posłusznie wykonywała swoje, tylko w nielicznych momentach zerkała przez okno, wyrzucając z siebie przeciągłe westchnienie, jakby usprawiedliwiała się chmurom, że nie może na nie dłużej patrzeć. Matka była zrozpaczona – widać było, że nic nie pomaga. W końcu w desperackim akcie rozpaczy krzyknęła:

      -jeśli tak Ci się podobają te chmury i tamten świat, to proszę bardzo – idź sobie do nich, zabierz ubrania i idź w świat. Ale pamiętaj ! Nie masz już powrotu do tego domu, jeśli wrócisz, nie przyjmę Cię z powrotem, to co mówię jest ostateczne. Albo idziesz, albo zostajesz i nie patrzysz więcej w ten sposób!!

      Sprawa postawiona na ostrzu noża wnet musi przechylić się na którąś ze stron, nie może ciągle balansować – kwestia tak postawiona musi być ostatecznie rozwiązana.

      Hanka jakby ocknęła się w tym momencie – nagle zauważyła cierpienie matki, jej wielki niepokój . Myśl ta jak błyskawica przebiegła przez nią, wstrząsnęła nią do głębi, i nagle zrozumiała, że nie może jej tego zrobić.

      -mamuś, przecież ja tylko sobie patrzę, ten wiatr i chmury……niepewnie powiedziała.

      Matka objęła ją, przyciskając do siebie, wyszeptała – zostań, zostań z nami, tu jest twój dom.

      To działo się zeszłego roku, a teraz, kiedy lato przygotowywało swoją pełnię, rodzina Hanki szykowała się do wielkiego wydarzenia – Hanka w sierpniu miała wyjść za mąż. Jej wybrańcem został Andy Drew – skromny inżynier, z porządnej rodziny, bez asocjacji z jakąkolwiek metafizyką. Człowiek praktyczny, który oprócz konstruowania różnych rzeczy, bardzo pragnął kogoś kochać. Idealny partner dla Hanki Patanki. Ona też go pokochała, i choć nigdy nie wspominała o chmurach, czuła że jest jej bliski. Tak bliski, jak żaden inny.

      *

      POWRÓT

      0 0 głosy
      Ocena artykułu
      Subskrybuj
      Powiadom o
      guest
      0 Komentarze
      Najstarsze
      Najnowsze Najwięcej głosów
      Opinie w linii
      Zobacz wszystkie komentarze